O kulisach pracy nad mrocznymi thrillerami, stereotypach wokół pracy detektywa i relacjach z czytelnikami z Piotrem Kościelnym, autorem książki Sidła, rozmawia Marek Teler.
Marek Teler: Dał się Pan poznać czytelnikom jako autor mocnych i brutalnych thrillerów, które trzymają w napięciu, budzą silne emocje i na długo zostają w pamięci. Co sprawiło, że postanowił Pan zaistnieć na rynku wydawniczym właśnie w tym gatunku powieści?
Piotr Kościelny: Nie umiem pisać romansów. Zanudziłbym się, pisząc obyczajówkę. Nie przebiłbym się w horrorze. A w literaturze z pogranicza kryminału, thrillera i sensacji od początku czuję się świetnie. Jest to na pewno efekt tego, czym nasiąkłem przez lata – czy to poprzez literaturę, czasopisma, filmy, na których się wychowałem, czy też w jakimś stopniu to, z czym miałem do czynienia zawodowo, albo tak po prostu – w życiu. Jestem zwykłym facetem, dorastałem na blokowisku, nie jem bułki przez bibułkę. Mam dobrze rozwiniętą wyobraźnię, jestem bacznym obserwatorem – i mamy tego efekt w moich powieściach.
M.T.: 15 czerwca 2022 r. na rynku pojawi się Pana najnowsza książka Sidła. Już z opisu wydawniczego dowiadujemy się, że tym razem sprawcą brutalnych zbrodni jest w Pana książce kobieta. Skąd pomysł, żeby to właśnie sadystyczna morderczyni była główną bohaterką kryminalnej zagadki?
P.K.: Skoro obsadzam kobiety w rolach ofiar albo policjantek, to dlaczego miałbym nie obsadzić w roli morderczyni? Jest to na pewno dużo mniej popularne rozwiązanie, ale myślę, że wcale nie mniej ciekawe.
M.T.: W Sidłach możemy znaleźć kilka nawiązań do amerykańskiej popkultury, m.in. do filmu Stanleya Kubricka Lśnienie. A do jakich filmów i seriali Pan sięga najczęściej i czy inspirują one Pana w twórczości literackiej?
P.K.: Lubię takie produkcje, które podobnie jak moje powieści nie koloryzują rzeczywistości. Z pewnością do moich ulubionych seriali zaliczają się Pitbull i Glina, a z filmów fabularnych wskazałbym tu kino Smarzowskiego, szczególnie Wesele, Drogówkę, Dom zły, albo dwie pierwsze części Psów Pasikowskiego. Myślę, że czytelnicy mogą odnaleźć w moich powieściach podobny klimat, realistyczne dialogi, naturalistycznych bohaterów. Z przyjemnością oglądam po raz wtóry 07 zgłoś się, ale znajdzie się też coś spoza działki kryminalnej – seriale Alternatywy 4 i Zmiennicy. Zdarzyły mi się też dwa maratony serialowe, podczas których byłem wyjęty z życia, dopóki nie obejrzałem ostatniego odcinka – tak było z Dexterem i Breaking Bad.
M.T.: Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły, w Sidłach przewija się wątek homofobii w środowisku policjantów. Czy w Pana odczuciu faktycznie jest to w Polsce rozpowszechnione zjawisko?
P.K.: W moim odczuciu homofobia jako zjawisko społeczne jest wyolbrzymiana i wcale nie uważam, by była mocno rozpowszechniona. Jest to jednak temat nośny, budzący emocje i często wykorzystywany do tego, by jeszcze bardziej poróżnić społeczeństwo. Nie sądzę też, by środowisko policjantów wyróżniało się jakoś szczególnie pod tym względem.
M.T.: W wywiadach podkreśla Pan, że nie tworzy konspektów ani planów książki. Czy ma Pan jakieś szczególne rytuały, które towarzyszą Panu przy pisaniu?
P.K.: Pisanie stało się już nie tylko moją pasją, ale i pracą. To nie jest coś, co robię po godzinach. Zasiadam do pisania po porannym spacerze z psem i odchodzę od komputera dopiero po południu – nie licząc przerwy na obiad i kolejne wyjście ze Zbychem (dla tych, którzy mnie jeszcze nie znają – Zbychu to mój czworonożny przyjaciel, biały bokser). W czasie pisania nie toleruję ciszy – coś musi mi szumieć w tle, najczęściej jest to po prostu telewizor. Program jest tu już bez znaczenia. I oczywiście musi mi towarzyszyć kawa, od której jestem uzależniony.
M.T.: Co stanowi dla Pana największe wyzwanie w pracy nad kolejnymi książkami i czy zdarzają się Panu momenty blokady twórczej?
P.K.: Doszedłem już chyba do takiego momentu, że pomimo iż zawodowo zajmuję się wyłącznie pisaniem, to bywa tak, że na to pisanie brakuje mi czasu. Coraz większa popularność moich powieści, stale poszerzające się grono czytelników, rosnące zainteresowanie ze strony mediów – to wszystko wymaga mojej uwagi. Okres okołopremierowy jest dla mnie zarówno fascynujący, jak i bardzo wymagający i wyczerpujący – nie potrafię zasiąść do pisania nowej powieści, gdy jestem zaangażowany w prace redakcyjne innej książki albo z zaciekawieniem wypatruję pierwszych recenzji nowej powieści. Z pewnością jednak nie brakuje mi pomysłów na nowe historie. Czy mam blokady twórcze? Owszem, to się zdarza – najczęściej z powodu natłoku tych wszystkich okołopisarskich spraw, ale bywa też tak, że gdy napiszę już mniej więcej jedną trzecią nowej powieści, to mija ta pierwsza fascynacja nowym pomysłem. Zazwyczaj jednak dość szybko udaje mi się z tym uporać. Są jednak takie historie, które na jakiś czas porzuciłem na takim etapie i czekają w szufladzie, aż poczuję, że chcę je dokończyć.
M.T.: Na co dzień wykonuje Pan zawód prywatnego detektywa, który często postrzegany jest poprzez lansowane w filmach i serialach stereotypy. Z jakimi błędnymi wyobrażeniami ludzi na temat tej pracy najczęściej ma Pan do czynienia?
P.K.: Najczęściej ludzie mają błędne wyobrażenie co do samych możliwości detektywa, szczególnie tych prawnych. Tymczasem detektyw, podobnie jak i zwykły Kowalski, nie może zakładać podsłuchów, nie może montować ukrytych kamer, nie ma dostępu do bazy PESEL. Tak naprawdę formalnie detektyw nie ma żadnych szczególnych uprawnień, poza tym, że może przetwarzać dane osobowe bez wiedzy i zgody osób, których te dane dotyczą. I to wszystko – przynajmniej z formalnego punktu widzenia. W praktyce niekiedy trzeba działać na granicy prawa, niektórzy te granice przekraczają, narażając niestety zarówno siebie, jak i klientów na odpowiedzialność karną.
Inne błędne wyobrażenie wiąże się z tym, jak wygląda taka codzienna praca detektywa. Bazując na tym, co pokazują seriale, może się wydawać, że to przepełnione akcją, adrenaliną i niebezpieczeństwem zajęcie. A tak naprawdę to zazwyczaj nudna i żmudna robota, wielogodzinne oczekiwanie, analizowanie danych, sporo formalności do wypełnienia.
Ja jednak z detektywistyką jako moim zajęciem zawodowym pożegnałem się już przeszło rok temu i zdecydowanie poświęciłem się pisaniu.
M.T.: Ukrywa Pan swój wizerunek, więc nie organizuje spotkań z czytelnikami, ale za to rekompensuje Pan im to w mediach społecznościowych. Z jakimi opiniami na temat swoich książek spotyka się Pan najczęściej i czy zdarza się Panu kierować sugestiami czytelników?
P.K.: Bardzo mnie cieszy, że moje książki dostarczają czytelnikom potężnej dawki emocji. Wielokrotnie znajduje to twierdzenie w recenzjach, komentarzach czy prywatnych wiadomościach. Dla jednych ogromną zaletą, a dla innych wadą jest mój charakterystyczny styl – piszę prostym, dosadnym językiem. Jedni bardzo sobie cenią fakt, że poruszam trudne tematy, piszę o nich, nie owijając w bawełnę, nie bawię się w subtelności. Drudzy za to zarzucają mi, że jestem zbyt dosłowny, a moje powieści brutalne. Jedno jest pewne – raczej mało kto jest wobec moich powieści obojętny.
Czy kieruję się sugestiami czytelników? Absolutnie nie. To ja ich zapraszam do świata, który wykreowałem dzięki mojej wyobraźni. I albo w tym moim wyjątkowym świecie zostaną, albo odejdą. Gdybym miał się sugerować opiniami innych ludzi, to utknąłbym w martwym punkcie, bo czytelników mam tysiące, a co za tym idzie to też tysiące różnych opinii. To, co jedni uwielbiają, inni by wycięli. Tam, gdzie jeden czytelnik mruży oczy, czytając drastyczną scenę, tam drugi dolałby chętnie jeszcze wiadro krwi.
M.T.: Pana media społecznościowe pokazują, że ma Pan duże poczucie humoru. Co najczęściej wprawia Pana w dobry nastrój i wywołuje uśmiech na Pańskiej twarzy?
P.K.: Od prawie ośmiu lat nie było ani jednego dnia, w którym bym się nie uśmiechnął na widok mojego psa. W dobry nastrój wprawia mnie gotowanie na świeżym powietrzu, lubię też oglądać programy kulinarne, w szczególności te Karola Okrasy. Chętnie dzielę się z moimi czytelnikami „śmiesznymi obrazkami", które wydobywam z różnych internetowych czeluści – bo dlaczego tylko mnie miałby boleć brzuch od śmiechu? Nie ukrywam też, że często zdarza mi się niemal popłakać ze śmiechu, gdy przy okazji prac redakcyjnych wracam do powieści, którą napisałem dobrych kilka miesięcy wcześniej i czytam niektóre teksty, opisy osób czy sytuacji. Nawet w najbardziej mrocznych i dramatycznych książkach staram się przemycić humor.
M.T.: Czy mógłby Pan zdradzić na zakończenie swoje plany wydawnicze na najbliższy czas?
P.K.: Oprócz Sideł w tym roku ukaże się jeszcze Decyzja – niezależna i, według mnie, najmocniejsza z moich dotychczasowych powieści. Czuję, że po niej i po emocjach, jakie wywoła, zarówno mi, jak i moim czytelnikom przyda się parę miesięcy odpoczynku. Mam już w głowie zamysł na kontynuacje niektórych powieści, ale i całkiem nowe historie – to już jednak plan na kolejny rok.
Piotr Kościelny – prywatny detektyw, specjalista ds. bezpieczeństwa, specjalista ds. windykacji terenowej. Prowadzi własne biuro detektywistyczne na terenie Wrocławia i Głogowa. Instruktor samoobrony, instruktor rekreacji, instruktor sportu. W latach 2006–2015 przeprowadził kilkadziesiąt szkoleń w zakresie poprawy bezpieczeństwa kobiet, zarówno w szkołach, jak i prywatnych firmach. W latach 2009–2015 członek Polskiego Stowarzyszenia Licencjonowanych Detektywów, w którym w latach 2012–2015 pełnił funkcję członka Sądu Dyscyplinarnego. Miłośnik zwierząt, ma trzy koty i psa rasy bokser. Czas wolny spędza na pisaniu i spacerach z psem. Za powieść Łowca został uhonorowany Nagrodą Złoty Kościej 2021.