Polki wywalczyły niepodległość na równi z mężczyznami

O dalszych losach sióstr Kellerówien, działalności kobiet w organizacjach niepodległościowych i losach Warszawy w czasach I wojny światowej z Idą Żmiejewską, autorką powieści Spalona ziemia, rozmawia Marek Teler.

Marek Teler: Pani najnowsza książka Spalona ziemia, która ukaże się już 28 września, jest drugą częścią osadzonej w czasach I wojny światowej sagi Zawierucha. Z jakim odbiorem i jakimi reakcjami czytelników spotkał się pierwszy tom, czyli Iskry na wiatr?

Ida Żmiejewska: Na szczęście większość reakcji okazała się pozytywna. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ trochę bałam się odbioru tej książki, a chwilami nawet czułam się jak przed ponownym debiutem. Iskry na wiatr rozpoczynały bowiem zupełnie nową serię, zaś czytelnicy i czytelniczki przez ostatnie trzy lata przywiązali się do bohaterów Warszawianki i sposobu, w jaki opowiadałam tamtą historię. Konwencja Zawieruchy jest inna, mniej kryminalna, a bardziej obyczajowa. Z opinii, które do mnie docierają wynika jednak, że i opowieść, i bohaterki zostały zaakceptowane, więc nie pozostaje mi nic innego jak zająć się przedstawianiem ich dalszych losów.

M.T.: Z jakimi problemami i dylematami przyjdzie więc Kellerównom mierzyć się w Spalonej ziemi?

I.Ż.: Akcja drugiej części Zawieruchy rozpoczyna się w maju 1915 r., a więc kilka miesięcy po zakończeniu Iskier na wiatr. Wojna, oczywiście, trwa nadal i w Warszawie robi się coraz biedniej, poza tym po bitwie gorlickiej sytuacja na froncie zmienia się diametralnie i wszystko wskazuje, że ziemie Królestwa Polskiego wkrótce zostaną zajęte przez wojska niemieckie. Ustępujący Rosjanie robią wszystko, aby warszawiacy zapamiętali ich od jak najgorszej strony – wzmagają represje i aresztowania, bo wszędzie widzą szpiegów, zsyłają w głąb Cesarstwa osoby, które uznają za niebezpieczne, a przy okazji ewakuacji grabią i wywożą co się da. A na pożegnanie próbują jeszcze zniszczyć najważniejsze obiekty w mieście.

Kellerówny przez poprzedni rok nauczyły radzić sobie samodzielnie, ale to nie oznacza, że łatwiej przychodzi im rozwiązywanie problemów. Nie dość, że sytuacja zewnętrzna im nie sprzyja, to nadal nie wiadomo, kto stoi za bankructwem rodziny, a sprawa staje się coraz bardziej paląca, gdyż okazuje się, że niebezpieczeństwo wcale nie minęło. Co gorsza, wojna sprzyja bezkarności. Do tego Zofia będzie musiała zmierzyć się z bardzo nieprzyjemnymi konsekwencjami swoich wcześniejszych decyzji, zarówno służbowych, jak i osobistych. Nina wciąż ma problemy małżeńskie i wszystko wskazuje, że sama sobie z nimi nie poradzi. Dla odmiany Julia uważa, że wie wszystko najlepiej i nie słucha niczyich rad, nawet babci. Pola zaś przygląda się z boku działaniom sióstr i wreszcie zaczyna dochodzić do wniosku, że dorosłość nie jest tak przyjemna, jak jej się kiedyś wydawało. W drugiej części Zawieruchy na pewno nie zabraknie niespodzianek.

M.T.: A co – nie zdradzając oczywiście zbyt wiele z fabuły – może być dla czytelników największym zaskoczeniem?

I.Ż.: Może ich zdziwić fakt, że Oktawia Burzyńska (czyli jedna z bohaterek Warszawianki) zemdlała na cmentarzu (śmiech). A także to, że akcja Spalonej ziemi rozgrywa się częściowo poza Warszawą. Niektóre osoby mogą też być zaskoczone tym, że drugi tom nie dość, że nie zamyka wszystkich wątków z pierwszego, to jeszcze otwiera nowe. Obiecuję jednak, że najpóźniej w piątej części wszystko się wyjaśni.

M.T.: Przy okazji premiery Iskier na wiatr rozmawialiśmy o tym, że choć głównymi bohaterkami Pani powieści są kobiety, mężczyźni również odgrywają w nich bardzo ważną rolę. Jacy zatem są mężczyźni z sagi Zawierucha?

I.Ż.: Najłatwiej byłoby odpowiedzieć – różni. Tak samo, jak różne są bohaterki. Z tym że one są siostrami, więc w ich przypadku łatwiej jest znaleźć jakieś punkty wspólne. Bohaterowie pochodzą z różnych miejsc, z różnych rodzin, różnie byli wychowywani i mają swoje własne unikalne doświadczenia, którymi przeważnie nie lubią się dzielić. Mogą też wydawać się ukryci trochę w cieniu, gdyż historia jest opowiadana z punktu widzenia kobiet i siłą rzeczy patrzymy na panów ich oczami.

M.T.: Siostry Kellerówny – świadomie nie zdradzam, które z nich – angażują się w czasie wojny w działalność konspiracyjną. Jak duży był udział Polek w organizacjach wojskowych w czasie I wojny światowej i jaką rolę odgrywały?

I.Ż.: Myślę, że śmiało można powiedzieć, że ówczesne Polki wywalczyły nam niepodległość na równi z mężczyznami. Oczywiście z bronią w ręku walczyły tylko nieliczne, to znaczy te, które były najbardziej zdeterminowane i którym udało się dostać do Legionów w męskim przebraniu, jak na przykład Wandzie Gertzównie, pozostałe realizowały inne zadania. Były przede wszystkim doskonałymi wywiadowczyniami. I Brygada Legionów miała cały Żeński Oddział Wywiadowczy, którego członkinie pod przywództwem Aleksandry Szczerbińskiej, pozyskiwały informacje, których nie daliby rady zdobyć mężczyźni, ponieważ rosyjskim wojskowym nie mieściło się w głowach, że delikatne damy mogą zajmować się szpiegowaniem. Kobiety, ryzykując życie, przenosiły też przez front meldunki i raporty.

W powstałej jesienią 1914 r. Polskiej Organizacji Wojskowej istniał cały żeński oddział, który był podzielony na cztery sekcje. Wywiadowczą, która zajmowała się zbieraniem informacji wojskowych i politycznych w Warszawie i na prowincji – wywiadowczynie były dokładnie szkolone m.in. z zakresu terenoznawstwa, nauki o broni i materiałów wybuchowych, sporządzania szkiców i raportów. Kolporterską, która rozpowszechniała nielegalne wydawnictwa niepodległościowe wśród ludności cywilnej i wojska. Intendentury – zaopatrującą we wszystkie niezbędne rzeczy ludzi z różnych względów ukrywających się przed władzami, a także ochotników zgłaszających się do Legionów, w tym dezerterów z carskiego wojska. Sanitarną, której członkinie – doskonale wykształcone pielęgniarki – zatrudniały się w szpitalach i tam zbierały informacje, m.in. od rannych żołnierzy.

Wszystkim osobom, które chciałyby dokładniej poznać ten temat, bardzo polecam lekturę wspomnień zebranych w dwóch tomach Wierna służba. Wspomnienia uczestniczek walk o niepodległość 1910–1915 oraz Służba Ojczyźnie. Wspomnienia uczestniczek walk o niepodległość 1915–1918, które zostały wznowione w zeszłym roku.

M.T.: Rosjanie, którzy latem 1915 r. wycofywali się z Warszawy, wywieźli ze stolicy wiele dzieł sztuki, mebli i innych cennych przedmiotów. Co straciła wówczas stolica i czy po wojnie udało się odzyskać Polakom to, co zostało im zagrabione?

I.Ż.: Latem 1915 r. Rosjanie zdawali już sobie sprawę z tego, że będą zmuszeni opuścić Warszawę na zawsze. Dlatego też rozpoczęli wielką ewakuację. Początkowo w głąb Imperium Rosyjskiego wyjeżdżały osoby cywilne, a także urzędnicy państwowi wraz z rodzinami, później zaś rozpoczęła się wywózka instytucji kultury i urzędów, a na końcu fabryk wraz z całym wyposażeniem, a nawet robotnikami.

Do Moskwy wywieziono obrazy z galerii w Łazienkach, wyposażenie Zamku Królewskiego, Belwederu i Arsenału. Zasoby Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego – zbiory z Gabinetu Rycin, rękopisy, inkunabuły, stare druki, a także archiwum biblioteczne – trafiły do Rostowa nad Donem, gdzie uczelnia miała kontynuować działalność.

Wywożono biblioteki i kolekcje sztuki, także te prywatne, jak również akta historyczne z Archiwum Akt Dawnych w Warszawie oraz z innych miast. Łupy – jak pisała prasa – były tak obfite, iż sto wagonów towarowych uginało się pod ich ciężarem.

Dopiero podpisanie traktatu pokojowego w Rydze, które nastąpiło w marcu 1921 r., umożliwiło rozpoczęcie oficjalnej akcji rewindykacyjnej polskich dóbr kultury z Rosji. Duża ich część wróciła do Warszawy, ale wiele przepadło na zawsze.

M.T.: Jednym z ciekawszych historycznych epizodów wspomnianych przez Panią w książce jest niemiecki atak chlorem pod Bolimowem w maju 1915 r. Czy mogłaby Pani opowiedzieć więcej o tym mało znanym wydarzeniu?

I.Ż.: Około 60 kilometrów od Warszawy, w okolicy Skierniewic, od grudnia 1914 r. toczyły się walki pozycyjne między wojskami niemieckimi a rosyjskimi, z których przez całe miesiące nic nie wynikało. Wreszcie zniecierpliwieni Niemcy, chcąc przerwać front i otworzyć drogę do Warszawy, zdecydowali się na użycie nowej broni, czyli gazów bojowych. Pierwsze próby z wykorzystaniem bromku ksylitu przeprowadzali już w styczniu 1915 r., ale ze względu na zimową aurę – gaz w niskiej temperaturze nie ulegał rozprężeniu – były one nieudane. Ostatecznie zdecydowali się na użycie chloru i 31 maja 1915 r. pod Bolimowem wypuścili na rosyjskie pozycje aż 12 tysięcy butli.

Prawie 1200 niczego nie spodziewających się żołnierzy carskiej armii natychmiast zginęło w okopach okropną śmiercią. Kilka tysięcy – pisze się, że nawet dziewięć – uległo zatruciu. Aż 60% ofiar, które zdołano przetransportować do warszawskich szpitali, zmarło w ciągu pięciu tygodni. Należy dodać, że ówcześni lekarze nie wiedzieli, jak należy postępować z ofiarami zatruć gazowych i zmuszeni byli stosować metodę prób i błędów. Choć Niemcy w tej okolicy wypuszczali chlor jeszcze dwukrotnie, to ten bolimowski atak zapisał się w historii jako największy atak gazowy na froncie wschodnim I wojny światowej.

Niestety, ten epizod został praktycznie zapomniany – a szkoda, bo wiele wskazuje na to, że ten najbardziej znany atak gazowy pod Ypres był po prostu próbą generalną przed Bolimowem – dlatego chciałam o nim opowiedzieć w książce.

M.T.: Do jakich książek sięga Pani najczęściej jako czytelniczka i jacy autorzy stanowią dla Pani źródło inspiracji?

I.Ż.: Niestety, problem polega na tym, że kiedy piszę, brakuje mi czasu na czytanie dla przyjemności, więc najczęściej sięgam do źródeł i opracowań historycznych, które także bardzo lubię – szczególnie do pamiętników. I to właśnie one dostarczają mi obecnie najwięcej inspiracji.

M.T.: Jakie są zatem Pani plany wydawnicze na najbliższy czas i kiedy możemy spodziewać się trzeciej odsłony sagi Zawierucha?

I.Ż.: Na razie jestem skupiona wyłącznie na Zawierusze, która ma mieć w sumie aż pięć tomów. Zostały mi jeszcze trzy i z doświadczenia już wiem, że przysporzą mi mnóstwa pracy. Wszystko wskazuje na to, że część trzecia ukaże się wiosną przyszłego roku. Na pewno będą tam czekały na czytelników nowe niespodzianki.

Ida Żmiejewska – pasjonatka historii XIX wieku. Zawodowo doradza ludziom, jak zaplanować karierę, ale w każdej wolnej chwili zajmuje się pisaniem. Finalistka konkursu Horyzonty Wyobraźni 2012. Publikowała m.in. w miesięczniku „Skarpa Warszawska", „Science Fiction", „Fantasy i Horror", „Esensja" i „Qfant" oraz w antologiach (Strzeż się potwora, Ostatni dzień pary I). Za powieść Warszawianka zdobyła nagrodę im. Janiny Paradowskiej podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu.